Wiktor Fiszman – rezydent białoruskiej mafii w Polsce

fot. Wiktor Fiszman (w białej bluzie)/ facebook/S.Medved
0 32 370

Wiktor Fiszman urodził się 1 maja 1964 roku w Mińsku. W 1989 r., tuż po ogłoszeniu wyroku w swojej sprawie , uciekł z białoruskiego sądu. Następnie zbiegł z kraju i ukrył się w Polsce, gdzie był podejrzewany o udział w zabójstwie dwóch osób. Ostatecznie postępowanie umorzono, a w 1993 r. Fiszman przeniósł się do Szczecina.

Wraz ze swoimi ludźmi zajmował się kradzieżą samochodów i ściąganiem haraczy od rosyjskojęzycznych handlarzy i przedsiębiorców prowadzących małe punkty gastronomiczne. Znany był także ze swoich sukcesów w sportach walki.

Początkowo współpracował z grupą Marka M. ps „Oczko”, stanowiąc łącznik z przestępcami rosyjskimi. Na przełomie 1995 i 1996 r. Fiszman zaczął jednak prowadzić samodzielną działalność na większą skalę, co nie spodobało się „Oczce” oraz Sylwestrowi O.”Sylwkowi”, który po ponad 8-miesięcznym pobycie w areszcie wyszedł właśnie na wolność. Wspólnie podjęli więc decyzję o wyeliminowaniu białoruskiego gangstera.

W tamtym czasie, Fiszman zajmował się już na wielką skalę, przerzutem kradzionych aut na Wschód. Bardzo dbał o dobrą łączność ze swoimi ludźmi, sam chodzi z trzema telefonami komórkowymi, trzech różnych operatorów. Szefowie jego „zespołów” musieli mieć przynajmniej po dwa.

Wprowadził w swojej grupie regułę, że każdy transport nielegalnych aut eskortowany był przez dwa samochody na legalnych papierach. Ten z przodu kolumny sprawdzał, czy droga jest czysta. Jeśli pojawiało się zagrożenie, do kolumny szedł sygnał.

Wzdłuż trasy przygotowane były ciche miejsca postoju, a nawet rozrzucone „dziuple”, najczęściej w gospodarstwach w zabitych deskami wsiach. Tam samochody przeczekiwały do czasu, kiedy trasa znowu stanie się „przejezdna”. Bywało, że przymusowy postój trwał nawet kilkanaście godzin.

Zadaniem samochodu jadącego za kolumną było śledzenie, czy wszystko przebiega zgodnie z planem. Informację o przymusowym postoju przekazywano do szefa kierującego przerzutem, ten z kolei powiadamiał swoich ludzi na granicy i ewentualnego odbiorcę oczekującego na przesyłkę po stronie wschodniej.

W razie wpadki obserwator alarmował centralę w Szczecinie. Błyskawicznie „czyszczono” wówczas wszystkie punkty – mieszkania, garaże, warsztaty – znane członkom gangu zatrzymanym przez policję.

Fiszman/zdjęcie z magazynu „997”

W tamtym okresie, nawet niezwiązani z gangiem, rosyjskojęzyczni mieszkańcy Wybrzeża Szczecińskiego zgłaszali się do Fiszmana  po radę. Rządził twardą ręką, lecz spory w swoim gangu starał się zawsze załatwiać polubownie. Łagodził też konflikty między swoimi a Polakami. Nie wszystko jednak dało się załatwić bez rozlewu krwi..

W marcu 1996 r. na spotkaniu grupy „Oczki”, w którym brali udział również „Czarny”, „Duduś” i Wojciech J., „Oczko” i „Sylwek” mieli wprost oświadczyć, że „trzeba zajebać tę kurwę Fiszmana”. Według pierwszej koncepcji gangster miał być wysadzony w powietrze wraz ze swoim samochodem, srebrnym Mercedesem. Ostatecznie jednak zrezygnowano z tego planu, a Marek M. postanowił zwrócić się o pomoc do swojego znajomego z Katowic – Janusza T., ps. „Krakowiak”.

W tym celu, w jednym z katowickich hoteli doszło do spotkania, na którym „Oczko” miał wręczyć „Krakowiakowi” 100.000 zł, mówiąc, że zależy mu, aby robota wykonana była popisowo. „Krakowiak” do zabójstwa wyznaczył Zdzisława Ł., ps. „Zdzicho”.

Mimo upływu kilku miesięcy, stosunki między grupą Marka M. a Fiszmanem nie uległy poprawie.

W noc sylwestrową 1996/7 r. w szczecińskim hotelu Radisson między rywalizującymi gangami doszło do awantury. Motyw sprzeczki był podobno banalny: jeden z Białorusinów strącił z głowy bawiącej się na balu Polki kapelusz. Między ludźmi „Oczki” i Fiszmana wywiązała się bójka, w wyniku której ran postrzałowych doznało dwóch Białorusinów, a czterej Polacy otrzymali rany cięte i kłute nożem.

W połowie stycznia 1997 r., rozpoczęło się polowanie na Fiszmana. Pierwsza próba zabójstwa miała miejsce w południe w centrum miasta. Wynajęty zabójca pomył się jednak i strzelił dwukrotnie nie do Fiszmana, ale do łudząco go podobnego mężczyzny. Pierwszy strzał trafił mężczyznę w pośladek, drugi był niecelny.

Fiszmana dopadnięto kilka dni później, przy ul. Malczewskiego w Szczecinie, kiedy wracał z pobliskiego parkingu. Zdzisław Ł. czekał na niego cierpliwie, ukryty za jednym z samochodów.

Jak później ustalono, 22 stycznia około godz. 18.20 Zdzicho oddał do ofiary dwa strzały z broni automatycznej. Białoruski gangster skulił się i podniósł ręce, jakby w geście poddania, po czym próbował uciec na drugą stronę ulicy. Wtedy w jego stronę padły kolejne cztery strzały. Fiszman przeszedł jeszcze kilka kroków i przewrócił się na chodnik.

fot. Zastrzelony Fiszman

O zlecenie zabójstwa Wiktora Fiszmana katowicka prokuratura oskarżyła „Oczkę”, a kiedy udało się złapać i ściągnąć do Polski „Sylwka”, także i jego.

W gangsterskim półświatku krążyła plotka, jakoby „Sylwek” w tej sprawie poszedł na samoukaranie, co pozwoliło później udowodnić winę również Markowi M. Prawda jest jednak taka, że w tamtym okresie dobrowolnie poddać się karze mogła jedynie osoba, której zarzucano występek, nie zbrodnię, jaką bez wątpienia było odpłatne zlecenie zabójstwa.

Z akt sprawy wynika, że „Sylwek” zarówno w toku śledztwa, jak i przed sądem nie przyznał się do winy. Podczas procesu oświadczył, że był namawiany przez organy ścigania, żeby obciążyć „Oczkę”, a postawiony mu zarzut jest wynikiem zemsty prokuratora, z którym nie chciał współpracować w postępowaniu przeciwko Markowi M. Także wezwany na świadka w procesie „Oczki” i „Krakowiaka” konsekwentnie utrzymywał, że nic nie wie na temat zabójstwa Fiszmana.

Pomocne w rozwiązaniu sprawy, okazały się zeznania „Czarnego” oraz „Tuły”.Ten pierwszy twierdził, że w marcu 1996 r. był obecny na spotkaniu, na którym „Sylwek” oraz „Oczko” zdecydowali się zabić białoruskiego gangstera.

Dodał, że kiedy w 1998 r. siedział w areszcie, inny członek grupy Marka M. – Jakub S., ps. „Kuba” – miał mu powiedzieć, że jeżeli nie przestanie opowiadać, że zabójstwa dokonano na zlecenie „Oczki” i „Sylwka”, może skończyć jak Fiszman.

„Tuła” zeznał natomiast, że jakiś czas przed zabójstwem pożyczył od białoruskiego gangstera jego srebrnego Mercedesa. Kiedy dowiedział się o tym „Sylwek”, zadzwonił do niego i kazał przyjechać do swojego mieszkania.

Tam miał mu powiedzieć: „Co ty masz z tą kurwą za interesy, on jest do rozjebania, a ty jeździsz jego samochodem. Przez przypadek i ciebie mogą załatwić”. Po tym incydencie Tuła oddał Fiszmanowi samochód i ostrzegł go o planowanym zamachu, ten jednak się nie przejął. „Sylwek” kategorycznie zaprzeczył ich zeznaniom. „Czarnego” nazwał etatowym świadkiem, a „Tułę” – mitomanem i lekomanem.

W lutym 2004 r., po trwającym niemal rok procesie, Sylwester O. został uznany przez katowicki sąd za winnego zlecenia zabójstwa białoruskiego gangstera. Prokurator zażądał dla niego 15 lat pozbawienia wolności. Sąd wymierzył mu jednak karę 13 lat więzienia, uzasadniając, że najwyższy wymiar kary powinien być zarezerwowany jedynie dla bezpośrednich wykonawców przestępstw.

W październiku 2016 roku Janusz T. „Krakowiak” otrzymał wyrok 25 lat pozbawienia wolności z możliwością warunkowego zwolnienia dopiero po 20 latach . Również na 25 lat sąd skazał Marka M. „Oczko”, który zlecił „Krakowiakowi” zabójstwo Fiszmana. Za wykonanie tego wyroku i kolejne zabójstwo, cyngiel Krakowiaka, Zdzisław Ł.  dostał dożywocie.Wyroki są nieprawomocne.

Zostaw odpowiedź