Współczesny Sherlock Holmes – Jak działa profiler kryminalny?

fot.pixabay
0 1 896

Początki specjalizacji, którą dziś nazywamy profilowaniem kryminalnym, datuje się na lata 50 i 60 XX w., kiedy to zaczęto rozpracowywać sprawy amerykańskich przestępców – „Dusiciela z Bostonu” i „Szalonego Bombera”. Do rozwiązania tych spraw zatrudniono najlepszych specjalistów w kraju, w tym Jamesa Brassela, psychiatrę i kryminologa, który stworzył portret psychologiczny George’a Meteskiego – „Szalonego Bombera”.

Dzięki temu działaniu, śledczy byli w stanie zawęzić grono podejrzanych z ponad tysiąca do zaledwie trzech osób. Poszukiwanego od 17 lat „Bombera” zatrzymano w ciągu dwóch tygodni od wykonania profilu, a każda wskazana przez Brassela cecha w profilu potwierdziła się. Zgodny z profilem był nawet fakt, że podejrzany nosił dwurzędowy garnitur zapięty na guziki. Od tamtej pory, Brassel uważany jest za prekursora profilowania.

W Polsce pierwsze profile sprawców zaczęto tworzyć już w drugiej połowie lat 60. Dzięki działalności krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych dziedzina ta prężniej zaczęła rozwijać się w latach 80, jednak dopiero w drugiej połowie lat 90 po raz pierwszy użyto terminu profilowanie, a naszych specjalistów zaczęli szkolić agenci FBI.

Na  przełomie lat 90 i 00, dzięki profilom psychologicznym udało się zatrzymać kilku naprawdę groźnych przestępców,  jednak wciąż traktowano profilowanie z przymrużeniem oka, a policyjnych psychologów śledczych jak wróżbitów.

fot. „Szalony bomber”

Obecnie sytuacja zmieniła się diametralnie, i często to właśnie profiler jest jedną z pierwszych osobą na miejscu zdarzenia.

Na czym jednak właściwie polega tworzenie portretów psychologicznych? Z definicji, profilowanie to tworzenie krótkiej, dynamicznej charakterystyki ujmującej najważniejsze cechy nieznanego sprawcy i przejawy jego zachowań. W praktyce jest to działanie nieco bardziej skomplikowane.

Przede wszystkim profilowanie jest połączeniem wielu dziedzin, takich jak medycyna sądowa, kryminologia, wiktymologia czy prawo. Profiler musi mieć nie tylko analityczny umysł ale także posiadać potężną wiedzę z każdej z tych dziedzin. Jego zadaniem jest stworzenie obrazu przestępcy, składając go częściowo z nieistniejących puzzli.

Jeden z najlepszych profilerów w Polsce, Jan Gołębiowski tak opisuje sam proces profilowania:

„W każdej sprawie – zarówno zabójstwa, jak i napadu na bank czy wymuszeniu – tworzy się profil sprawcy z zachowaniem pewnych stałych punktów. Pierwszy punkt to charakterystyka ofiary – najczęściej jest nią człowiek ale może być także instytucja (np. w przypadku napadu na bank) – każda ofiara podlega analizie. Gdy ofiarą jest człowiek, badany jest jego tryb życia, wzorce zachowania, możliwe zachowywania w sytuacji stresowej, itp.

Ważny jest tzw. potencjał wiktymogenny, czyli możliwość stania się ofiarą – to może nakierować profilera na motywację sprawcy. Osoba zamożna ma duży potencjał jako ofiara na tle rabunkowym, młoda kobieta – jako ofiara gwałtu, itd. W kolejnym etapie rekonstruuje się ostatnie chwile z życia ofiary – ważne mogą się okazać zarówno godziny bezpośrednio poprzedzające przestępstwo, jak i nawet ostatnie pół roku.”

fot. Jan Gołębiowski

Największa część pracy profilera to studiowanie akt sprawy. Analizuje on również miejsce i sposób popełnienia przestępstwa. Cały proces często zaczyna się już na miejscu zdarzenia, gdzie policyjny psycholog śledczy rozmawia ze świadkami, a także szuka śladów behawioralnych, czyli zachowania sprawcy. Uczestniczy także przy sekcji zwłok, z których wyczytuje kolejne ważne informacje.

Nie moglibyśmy jednak pominąć, w kontekście tworzenia portretu psychologicznego sprawcy wątku przestępczości zorganizowanej.

Jak pisze w swojej książce Jan Gołębiowski, grupa przestępcza rządzi się dokładnie takimi samymi prawami jak każda inna grupa społeczna i dzięki temu, korzystając z psychologii można określić dynamikę jej rozwoju, role w grupie, czy motywację przestępczą.

Jak pokazuje praktyka, niejednokrotnie za serią uprowadzeń na danym terenie stoi właśnie grupa przestępcza. Przykładem takiej organizacji  jest choćby „gang obcinaczy palców”, odłam grupy mokotowskiej, który w pewnym momencie zmonopolizował rynek porwań dla okupu w Warszawie i okolicach.  Jak sama nazwa gangu wskazuje, grupa  posiadała swój modus operandi, czyli charakterystyczny sposób zachowania podczas dokonywania przestępstw.

Inną zorganizowaną grupą przestępczą, u której regularnie przewijał się ten sam sposób działania był tzw. „gang kantorowców”. Grupa którą dowodził 59-letni dziś Tadeusz Grzesik plantator truskawek z niewielkiego Radlina, na przełomie lat 2005-2007 dokonała serii brutalnych napadów na kantory i osoby związane z handlem walutą.

Napady, których dokonywali przestępcy były jednak doskonale przygotowane.  Bandyci zjawiali się zaledwie na kilka sekund, oddawali strzały, zabierali pieniądze i znikali w ciągu jednej chwili.

Gangsterzy  najpierw typowali ofiary, później prowadzili wielogodzinne obserwacje aż w końcu przechodzili do działania. Atakowali zawsze po zmroku i przy złej pogodzie – podczas opadów deszczu czy śniegu. Zawsze mieli zaplanowane przynajmniej dwie drogi ucieczki.

fot. Tadeusz Grzesik, materiały prasowe

Śledczy zwrócili także uwagę na wiedzę podejrzanych odnośnie broni i umiejętność posługiwania się nią. Przyjęto nawet wersję, że za serią napadów stoją byli wojskowi. Jak się później okazało, jeden z członków grupy był rusznikarzem i pracownikiem zakładów zbrojeniowych.

Pracujący nad sprawą, badając okoliczności zdarzenia oraz zachowanie organizatorów napadów, dostrzegli powtarzający się modus operandi i zyskali pewność, że za serią rabunków na terenie południowej Polski stoi ta sama grupa. Śledczy utworzyli mapę miejsc, w których dochodziło do podobnych zdarzeń a także przygotowali portrety pamięciowe.

Sprawa ruszyła lawinowo, gdy okryto z jakiej broni strzelali bandyci. Udało się odtworzyć drogę kolejnych właścicieli pistoletu Skorpion, którego użyto do jednego z napadów, aż trafiono na ostatnią osobę w tym łańcuchu, czyli członka „gangu kantorowców”.

W marcu 2007 roku „kantorowcy” zostali zatrzymani przez odziały antyterrorystyczne a następnie osądzeni i skazani.

Inną grupą przestępczą, która wpadła przez modus operandi, był tzw. „gang karateków”, czyli siedmiu mężczyzn znających się z radomskiej sekcji karate, którzy postanowili napadać na bogate, podmiejskie wille.

Gangsterzy obrabowali 27 domów na terenie sześciu województw w latach 1993-1994, czyli w czasie gdy profilowanie kryminalne było jeszcze w powijakach.

Co jednak szybko odnotowali śledczy, napady których dokonywali „karatecy” nie były brutalne, a wręcz łagodne i humanitarne.

Podczas jednego z nich, rabusie ułożyli związaną córkę gospodarzy na poduszkach tapczanu, gdy ta zaczęła się skarżyć na niewygodną pozycję, kiedy zaś zwróciła uwagę, że bolą ją skrępowane ręce, poluzowano jej więzy.

Podczas innej akcji, przerażonej kobiecie pozwolono zażyć lekarstwa.

Po dokonaniu rabunku gangsterzy uciekali zazwyczaj skradzionym z posesji samochodem. Potem jednak auto porzucali i wykonywali anonimowy telefon podając miejsce pozostawienia wozu.

Często też zanim opuścili okradany dom, brali od gospodarzy numer telefonu aby zadzwonić do ich rodziny i  poinformować że domownicy potrzebują pomocy.

Te powtarzające się zachowania oraz stricte rabunkowy motyw napadów, naprowadziły śledczych na trop potwierdzający, że za serią rabunków nie stoi żaden krwawy gang, a grupa osób, która ma na celu szybko się wzbogacić robiąc przy tym jak najmniejszą krzywdę fizyczną ofiarom swoich działań.

Tym sposobem po nitce do kłębka, trafiono do byłych sportowców, którym zmiana ustroju złamała kariery i którzy motywowani chęcią wyrwania się z ubóstwa postanowili okradać bogate domy.

W przypadku gangów, tak widoczne modus operandi to jednak rzadkość zwłaszcza w przypadku tych bardziej anarchistycznych, choć szczegółowa analiza proflera pod kątem specjalizacji i motywacji przestępczej pozwala lepiej określić zachodzące w niej procesy czy profil zachowania grupy.

 

 

Zostaw odpowiedź