Krwawa masakra w Meksyku. Policjanci mieli zamordować 19 osób
12 meksykańskich funkcjonariuszy jest podejrzanych o dokonanie brutalnej zbrodni, jaką było masowe morderstwo.
Pod koniec stycznia media obiegła informacja o 19 zwłokach odnalezionych w stanie Tamaulipas niedaleko granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Wszystkie ofiary zostały zastrzelone, ciała wrzucone do pickupa, a pojazd podpalono. Na samochodzie znajdowało się 113 śladów po kulach, jednak co ciekawe na miejscu nie odnaleziono praktycznie żadnych łusek.
Na ten moment udało się zidentyfikować 16 ofiar. Wśród nich znajdowało się dwóch mężczyzn z Meksyku oraz 14 obywateli Gwatemali. Dwa ciała zostały niemal całkowicie spalone, co uniemożliwiło ustalenie tożsamości zamordowanych.
Krewni jednej z ofiar potwierdzili, że pracował on jako przemytnik ludzi, natomiast śledczym udało się ustalić, że z Gwatemali wyruszyła 13-osoba grupa, która zamierzała nielegalnie przekroczyć granicę.
Do masakry doszło na terenie, gdzie rywalizują ze sobą kartele Gulf i Zetas. Meksykańskie gangi za przekroczenie obszaru, który kontrolują, pobierają od przemytników opłaty. Jeśli jednak ci odmówią lub zapłacą nie temu kartelowi, wtedy gangsterzy mordują albo porywają imigrantów.
Podobnie mogło być w tym przypadku, z tą różnicą, że egzekucji dokonali skorumpowani funkcjonariusze. Do aresztu trafiło łącznie 12 policjantów. Wszyscy usłyszeli zarzuty morderstwa, nadużycia władzy oraz składania fałszywych zeznań.
Jak ustalił prokurator Irving Barrios Mojica, pickup, który został odnaleziony niedaleko rzeki Rio Grande, musiał być częścią konwoju składające się z większej ilości pojazdów z imigrantami. Przestępcy jedno z aut porzucili i podpalili, a pozostałe najprawdopodobniej przekroczyły granicę.