Jak prasa stworzyła „polską mafię”. W latach 90. gazety dodały gangom splendoru i animuszu

Od prawej: Andrzej K. "Pershing", Zygmunt R. "Bolo", syn greckiego konsula Fivosa F. fot. zbiory prywatne Filipa Czerwińskiego
0 8 986

Czy istnieje w Polsce mafia? Ostatnimi laty pytanie to z pewnością zadał sobie każdy dorosły Polak. Jaką znalazł odpowiedź? Słowo „mafia” prasa odmienia na różne sposoby. W poszukiwaniu sensacji (?) dziennikarze coraz to serwują czytelnikom opisy przestępczych porachunków, udowadniając artykułami, że to właśnie oni mają rację twierdząc, że w kraju istnieją grupy o strukturach typowo mafijnych. Policja gotowa jest przyznać, że u nas działają tylko wysoko zorganizowane grupy przestępcze, którym jednak do struktur mafijnych jeszcze daleko. [Czas gangsterów, „Magazyn Kryminalny 997”, 23 października 1994 r., nr 20.]

Mafia – mimo iż historycy do dziś spierają się o genezę tego słowa, przedstawiając kilkanaście jej hipotez, to na ogół są zgodni, że twór ten zaczął się kształtować w latach 40. i 50. XIX wieku, ze spotkania w sycylijskich więzieniach chłopskich rozbójników z mieszczańskimi masonami. Pospolici przestępcy, łącząc się z wykształconymi rewolucjonistami walczącymi z feudalizmem, przykładającymi dużą wagę do obrzędów i zachowania hierarchiczności, mieli stworzyć fundament organizacji, którą poznamy później pod nazwą cosa nostra (z wł. nasza sprawa).

To sycylijskie przestępcze stowarzyszenie charakteryzowała hierarchiczna, piramidalna struktura, przywiązanie do danego terenu, wierność więzom krwi, przestrzeganie tradycji i rytuałów oraz surowe kary (z zabójstwem włącznie) za przewinienia wobec mafijnego klanu. Z czasem określenie „mafia” wyruszyło w świat i zaczęło przedzierać się do popkultury, która z upływem lat przemieliła je na tyle sposobów, że finalnie straciło ono swoją siłę i zatraciło pierwotną definicję.

Tajemnicze i mroczne słowo „mafia” tak bardzo przypadło do gustu autorom, dziennikarzom czy scenarzystom, że wkrótce zaczęto określać nim niemal każdy przejaw zorganizowanej przestępczości. Do „zabawy” dołączyły również polskie dzienniki i czasopisma, które na początku lat 90. zaczęły się prześcigać w liczbie artykułów traktujących o mafii polskiej. „Mafii zginęła kokaina za 30 mln dolarów”, „Zamknięte z powodu mafii”, „Mafia z Wołomina ściąga haracz od tysiąca firm” – to tylko kilka pierwszych z brzegu nagłówków poczytnych gazet, opisujących poczynania polskich gangsterów lat 90. Moda na mafię i prześciganie się dziennikarzy w kolejnych doniesieniach o „bohaterach” polskiego półświatka zaczęła doprowadzać do powstawania, takich jak ten, absurdalnych komunikatów:

Policjanci z Płońska zatrzymali podczas podejmowania okupu 15-letniego Jarosława R. Nastolatek podłożył pod kiosk kopertę żądając od kioskarza okupu: 500 zł i 35 paczek papierosów, koniecznie marki „Sobieski”, takie bowiem palił. – Zatrzymany przyznał się do szantażu, wydał wspólnika, Arkadiusza S., ucznia pierwszej klasy zasadniczej szkoły zawodowej w Płońsku – powiedział „EW” podinsp. Stanisław Osiecki, rzecznik policji ciechanowskiej.

Wydawałoby się, że powyższy artykuł „Expressu Wieczornego” nie ma nic wspólnego z Andrzejem K. „Pershingiem”, bossem z Ożarowa i najsłynniejszym polskim gangsterem lat 90. A jednak. Nad tekstem opisującym wybryki nieletnich rzezimieszków, widzimy wyłuszczony grubą czcionką nagłówek: „Naśladowali Pershinga”. Podobnych komunikatów z pseudonimem Andrzeja K. w tytule znalazłem kilka, nic więc dziwnego, że dziennikarze działali na niego jak płachta na byka. Z redaktorami nie miał też lekko drugi z najbardziej znanych gangsterów tamtego okresu, Henryk N., znany jako Dziad, lider gangu z Ząbek, przez prasę mylnie tytułowany szefem mafii wołomińskiej. W swojej książce Świat według Dziada (2002), w swym prasko-cwaniackim stylu, osobiście odniósł się do prasowych rewelacji o mafii z Pruszkowa i Wołomina:

Kiedy dziennikarze masowo zaczęli pisać o „mafii pruszkowskiej”, a nawet ku mojemu zdumieniu, o „mafii wołomińskiej”, zacząłem pilnie rozglądać się po okolicy, czy gdzieś nie zobaczę jakichś mafiosów. Jeździłem nawet do Pruszkowa, ryzykując głową, tak mi to zagadnienie nie dawało spać. Wszędzie jednak widziałem tylko chłopaków z miasta, którzy główkowali o tym i owym, trochę kradli samochody, trochę szmuglowali spirytus, niektórzy akurat siedzieli, inni byli po wyroku – ale czy to już była owa niebezpieczna mafia z gazet?

Spędzając dziesiątki godzin na wertowaniu rozmaitych czasopism opisujących życie i poczynania polskich gangsterów, zauważyłem pewien powtarzający się schemat. W większości tekstów wspomina się o luksusowych limuzynach, złotych łańcuchach i skórzanych kurtkach. Bandyckie konflikty określa się mianem wojen gangów, a protest restauratorów przeciwko haraczownikom obwołano nawet „pierwszym w historii strajkiem przeciwko mafii”.

Domy znanych przedstawicieli półświatka obligatoryjnie nazywano pięknymi willami, mimo że często (jak w przypadku posiadłości Nikodema S. „Nikosia”, przy ul. Jelitkowskiej 21 w Gdańsku) były to mało atrakcyjne peerelowskie bryły. Posesja Henryka N. „Dziada” przy ul. Klamrowej 4 w Ząbkach jeszcze po roku 2000 nazywana była willą i twierdzą, chodź wkrótce została wyburzona, a na jej miejscu postawiono nowoczesne osiedle. Do opisu życia codziennego przestępców znad Wisły dorzucano zazwyczaj jeszcze kilka komentarzy o wystawnych rautach, szerokich koneksjach w świecie biznesu i bezradnie przyglądającej się temu policji.

Taka narracja niewątpliwie silnie wpływała na postrzeganie przez obywateli zjawiska przestępczości zorganizowanej w naszym kraju i jednocześnie ułatwiała przestępcom ich bandyckie działania, co potwierdzą w dalszej części książki moi rozmówcy. Oczywiście, nie wszystkie periodyki szukały jedynie taniej sensacji i chwytliwego nagłówka. W latach 90. na temat polskiego półświatka powstało mnóstwo rzetelnych, obszernych i urozmaiconych rozmowami czy fotografiami artykułów.

Szkoda natomiast, że wielu redaktorów nie zadało sobie trudu zapoznania się z mafijną literaturą, tym bardziej że już w 1972 roku, nakładem wydawnictwa Iskry, ukazała się świetna książka Adama Ostrowskiego Uwaga: Mafia, przekazująca całą dostępną ówcześnie wiedzę na temat tajnej sycylijskiej organizacji przestępczej. Przez całą treść tej książki będę jednak przywoływał prasowe doniesienia sprzed kilkudziesięciu lat, tak aby czytelnik mógł wczuć się w klimat nastrojów społecznych tamtego okresu i zrozumieć, jak prasa, a przez to i społeczeństwo odbierały to, co działo się w polskim półświatku.

Fragment książki "Śladami polskich gangsterów. Miejsca mafijnej Warszawy lat 90.", Filip Czerwiński, 2020.

 

Zostaw odpowiedź