„Zamknięte z powodu mafii”. 25 lat temu warszawska starówka postawiła się gangsterom

fot. archiwum prasowe
0 18 352

„Zamknięte z powodu mafii” – tak zatytułowany artykuł, pojawił się na łamach Expressu wieczornego, latem 1994 roku. Był to jeden z pierwszych tekstów, w którym dziennikarze wprost użyli słowa mafia, w odniesieniu do polskich przestępców.

Stało się tak za sprawą strajku restauratorów na warszawskiej starówce, którzy nękani przez gangsterów wymuszających haracze, postanowili się im postawić i pozamykać swoje lokale w szczycie sezonu.

Zanim jednak doszło do strajku, od pewnego czasu gazety donosiły już o gangsterach terroryzujących starówkę i najściach na warszawskie lokale. Mimo iż dochodziło do licznych gróźb, czy jak w przypadku lokalu Lapidarium do demolki i pobicia obcokrajowca, mało kto zgłaszał sprawę policji. Zastraszeni przedsiębiorcy nie informowali władz obawie przed  zemstą mafii.

Restauratorzy uznając, że nie ma co liczyć na działania bezradnej wówczas policji, zebrali się w tajemnicy i postanowili zastrajkować oraz napisać list otwarty do prezydenta RP, aby tym samym zwrócić uwagę na psychozę strachu jaka opanowała starówkę.

W artykule Expressu wieczornego z sierpnia 1994 roku,  czytamy:

„W ciągu ostatnich dwóch dni, drzwi sklepów i lokali gastronomicznych na starym mieście były zamknięte. Otwarte było jedynie Lapidarium, którego właściciel stwierdził, że nie zamknie swojej kawiarni bo przecież jest demokracja.

Restauratorzy ze starówki stwierdzili, że jest to demokracja mafijna, a ponieważ on i tak już zapłacił więc nic ich nie zdziwi.

Właściciele staromiejskich lokali spotkali się w sobotę w rynku, przy stoisku Hortexu. Ponieważ sprzedawano w nim lody, zniechęcali kupujących. Po godzinie przeniesiono lody do chłodni, a ogródek zamknięto, pracował jedynie sklep z ciastami.

Restauratorzy przeszli ulicami starego miasta by zorientować się ile osób przyłączyło się do ich protestu.

Poza Lapidarium otwarty był jeszcze klep Kiliński, sprzedający obok barbakanu pamiątki ale należy on do tego samego właściciela co kawiarnia Lapidarium.

Mieszczący się naprzeciwko sklep spożywczy, zamknął drzwi przed kupującymi, po tym jak mieszkańcy miasta przyszli właścicielowi wypomnieć, że nie przyłączył się do strajku.”

fot. archiwum prasowe

Dalej czytamy:

„Około godziny 12 ulicami starego miasta przejechał komendant stołecznej policji Jerzy Stańczyk. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, sprawdzał on stan zabezpieczenia tego rejonu.

Jak podała komenda stołeczna policji ok. godz. 2 w nocy doszło do próby wymuszenia haraczu w jednym z pubów na trakcie królewskim. Do lokalu wszedł 27-letni mieszkaniec Warszawy i zażądał pieniędzy. Właściciel dał mu je ponieważ na poparcie swoich żądań wyciągnął pistolet, a na odchodne poinformował personel, że zostawił w lokalu bombę.

Na wezwanie światków zdarzenia przyjechała policja. Zespól pirotechniczny przeszukiwał lokal, a pozostałe załogi szukały sprawcy. Złapano go kilkanaście min. później. Nie miał przy sobie pistoletu ani pieniędzy. Został tymczasowo aresztowany pod zarzutem wymuszenia rozbójniczego. Grozi mu od roku do 10 lat więzienia.

– Najważniejsze że znalazły się dwie pierwsze osoby, które przełamały zmowę milczenia i odważyły się zameldować policji – stwierdził Tomasz Grzelewski. Rzecznik prasowy KSP.

Pozwoli to bowiem uruchomić procedury prawne. Restauratorzy ze starego miasta twierdzą że list który wysłali do prezydenta RP. też mógł stanowił rolę zawiadomienia o przestępstwie, ponieważ były na nim podpisy i pieczątki właścicieli wszystkich lokali staromiejskich.

Jak dowiedzieliśmy się od pragnącego zachować anonimowość oficera KSP, policja w Wołominie wraz z brygadą antyterrorystyczną przeprowadziła rewizję w tamtejszych agencjach ochrony. Są one podejrzane o wymuszenie haraczu na terenie Wołomina, Ząbek, Marek i Zielonki. Restauratorzy otrzymali ofertę ochrony od jednej z nich, Eskorty. Ma ona swoją siedzibę w urzędzie miasta w Wołominie. ”

fot. archiwum prasowe

Jak się okazuje, gangsterzy z Wołomina wpadli na prawie doskonały plan. Pod płaszczykiem oficjalnej firmy ochroniarskiej zdobyli monopol, na „legalne” haraczowanie nie tylko warszawskich restauratorów ale także właścicieli sklepów, zakładów rzemieślniczych i usługowych.

Schemat ich działania był prosty. Najpierw do lokali wypadali agresywni młodzi mężczyźni, którzy atakowali personel, klientów i dawali do zrozumienia, że nie jest to ich ostatnia wizyta. Następnie, do tego samego lokalu wchodzi przedstawiciele firmy ochroniarskiej Eskorta, którzy proponowali spokój i bezpieczeństwo w zamian za określoną opłatą. Wielu przystawało na tę propozycję. Miejsc z naklejką firmy ochroniarskiej Eskorta, mogło być w Warszawie nawet ponad 1000.

Właścicielem Eskorty był 47-letni wówczas Marian K. znany w półświatku jako Klepak lub Maniek, zaś głównym „przedstawicielem” firmy jego człowiek o pseudonimie Jogi.

Marian K., z zawodu tokarz, jak wielu przestępców wywodzących się z PRL-u, zaczynał swoją przestępczą karierę od drobnych kradzieży. Kiedy urósł w siłę, zorganizował bojówkę, która na jego polecenie ściągała haracze czy porywała dla okupu.

W połowie lat dziewięćdziesiątych, oficjalnie był przedsiębiorcą, prowadzącym min. kantor i lombard. W rzeczywistości wraz Ludwikiem A. ps. Lutek kierował gangiem wołomińskim, który uważano już za największy i najsilniejszy na prawo od Wisły.

W sprawie strajku na starówce, Klepak został jedynie przesłuchany a następnie wypuszczony. Po nagłośnieniu sprawy z witryn lokali i sklepów zniknęły wreszcie naklejki firmy ochroniarskiej Eskorta i wszystko wróciło do normy. Z prawnego punktu widzenia jednak sprawa rozeszła się po kościach…

Klepak i Lutek zginęli w głośnej gangsterskiej egzekucji pod koniec marca 1999 roku w restauracji Gama, na warszawskiej Woli.

Źródło: Express wieczorny, online-mafia.pl

 

Zostaw odpowiedź