Pierwsza piramida finansowa III RP i tajemnicza śmierć Lecha Grobelnego
Lech Grobelny urodził się 18 czerwca 1949 roku w Warszawie. Zanim stał się jednym z pierwszych aferzystów III RP, ukończył studia na Wydziale Mechanicznym, Elektrycznym i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej.
Pod koniec lat 70, w pawilonie na warszawskim Bródnie otworzył zakład fotograficzny. Największe pieniądze zarobił jednak na sprzedaży fotografii z Janem Pawłem II, które drukowane we wszelkich formatach rozchodziły się wówczas jak ciepłe bułeczki.
W latach 80 wyjechał z Polski, gdzie według swoich opowieści handlował bronią i podróżował pływając na statkach. Co rzeczywiście robił przyszły aferzysta po za granicami kraju tego nie wiadomo. Wiadomo natomiast że kiedy wrócił, był w bardzo dobrej kondycji finansowej i nawiązał szerokie kontakty ze służbami.
Mówi się tu przede wszystkim o znajomości z Andrzejem Stuglikiem – pracownikiem kontrwywiadu cywilnego w latach 1975-1980, następnie instruktorem ds. propagandy w KW PZPR, głównym specjalistą ds. rozliczeń dewizowych w Ministerstwie Finansów i finalnie doradcą finansowym Marka Pietkiewicza w spółce DAL S.A, której udziałowcem był Universal – spółka, która odegrała główną rolę w aferze FOZZ.
W trakcie prac Komisji Weryfikacyjnej WSI wyszło na jaw, że Stuglik, choć formalnie nie był już oficerem, ciągle współpracował z kontrwywiadem, wykonując pracę „pod przykryciem”. Miał rozpoznawać m.in. rynek handlu bronią. W trakcie śledztwa ujawniono, że spółka DAL uczestniczyła w nielegalnym obrocie bronią, kamieniami szlachetnymi i czerwoną rtęcią.
Co jednak najważniejsze Stuglik został zabity strzałem w tył głowy, w lutym 1991 roku, a wiec w czasie kiedy Grobelny już jako aferzysta ukrywał się poza granicami kraju.
Zanim jednak doszło do wybuchu afery, Grobelny po powrocie z zagranicznych eskapad rękami cinkciarzy zaczął handlować walutą.
Cinkciarze byli to przestępcy walutowi, którzy dokonywali nielegalnej transakcji gotówkowej. Sama nazwa tego fachu pochodzi od słów change cash wypowiadanych przez waluciarzy zaczepiających przechodniów i powstała najprawdopodobniej już na przełomie lat 50 i 60. Jak wiadomo, w czasach PRL-u wymiana walutowa była nielegalna i surowo karana. W latach 50 za posiadanie i nielegalny handel walutą groziła nawet kara śmierci.
W Warszawie cinkciarzy można było spotkać głównie przy oddziałach Banku PKO, który posiadał monopol na handel walutą ale także w Alejach Jerozolimskich nieopodal redakcji “Expressu Wieczornego“, pod sklepami Baltony, hotelem Victoria czy pod Dworcem Głównym. “Wymiana” odbywała się także w bramach, knajpach lub w pobliżu targowisk.
Dolar był w drugim obiegu niesłychanie ważną walutą. W tak zwanych Pewexach można było za nią kupić właściwie wszystko: jedzenie, ubrania, alkohol, nawet samochody. Zdarzało się jednak posiadacze dolarów wymieniali je u cinkciarzy na bony towarowe. Robili to ze względów bezpieczeństwa gdyż każdy kto posiadał większą sumę zielonych, natychmiast stawał się obiektem zainteresowania peerelowskich służb.
Koniec epoki waluciarzy w skórzanych kurtkach, zaczął się 15 lutego 1989 roku, kiedy to wprowadzono w ustawie dewizowej zapis, mówiący że:
“Osoby krajowe mogą prowadzić za zezwoleniem dewizowym i na warunkach określonych przez Prezesa NBP, w drodze zarządzenia, działalność gospodarczą polegającą na kupnie i sprzedaży wartości dewizowych oraz na pośrednictwie w kupnie i sprzedaży tych wartości”.
Oznaczało to w skrócie możliwość otwarcia oficjalnych, prywatnych kantorów.
Tak właśnie postąpił Grobelny, który w 1988 roku założył spółkę Dorchem, będąc w niej prezesem jednoosobowego zarządu.
W kolejnym roku, utworzył sieć legalnych kantorów a jego kieszenie zaczęły się napełniać. Nie zamierzał jednak na tym poprzestać.
W 1989 roku otworzył parabank Bezpieczna Kasa Oszczędności, w skrócie BKO, brzmiące prawie tak samo jak PKO, czyli właściwie jedyny bank jaki znali wówczas Polacy.
Grobelny zachęcał rodaków do zainwestowania w swoim banku oferując dużo wyższe oprocentowanie niż konkurencja. Mimo że banki pod koniec 1989 roku oferowały od 21 i nawet 180% w skali roku, BKO obiecywało zysk z lokat nawet do 300% w skali roku przy lokacie dwuletniej.
W ciągu kilku miesięcy ponad 10 tysięcy spragnionych szybkiego wzbogacenie się Polaków wpłaciło na konta BKO prawie 26 miliardów starych złotych.
Już w pierwszym terminie wypłat, czyli w drugiej połowie 1990 roku ślad po Grobelnym zaginął. Nikt nie wiedział, kiedy uciekł ani dokąd. Nikomu też nie zostawił pełnomocnictw do prowadzenia spraw spółki.
Ludzie, chcąc odzyskać swoje pieniądze, przypuścili szturm na BKO i jej warszawskie biura.
Sprawą zajęła się prokuratura i zaczęła ścigać biznesmena, rozsyłając za nim listy gończe. Rozpoczęte przez Interpol poszukiwania Grobelnego w całej Europie zakończyły się w 1992 roku w Niemczech.
Został tam zatrzymany i ekstradowany do Polski. W kraju trafił do aresztu a w 1996 roku został skazany na 12 lat więzienia. Syndykiem masy upadłościowej spółki został Henryk Dzido, późniejszy senator samoobrony, który wypłacił poszkodowanym 15 % tego co wpłacili.
W 1997 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyrok i zwrócił sprawę prokuraturze, przedsiębiorcę zaś zwolnił z aresztu. W 2002 roku prokuratura ostatecznie umorzyła sprawę, a Grobelny po odsiedzeniu pięciu lat został oczyszczony z zarzutów. Po odzyskaniu wolności, regularnie odgrażał się pozwami finansowymi wobec państwa polskiego.
Poinformował także policję, że ma informacje na temat planowanego zamachu na ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, którego dokonać ma gangster o pseudonimie Szczur. Oświadczał również, że jego życie jest zagrożone, gdyż, jak to określił ma „papiery na Bolka”.
Kolejne lata były dalszym etapem jego pogrążania się w alkoholizmie i upadku. Próbował jeszcze sił w biznesie otwierając najpierw firmę windykacyjną a później sklep, jednak oba pomysły okazały się niewypałem.
Na przełomie lat 2006 i 2007 opuściła go partnerka zabierając ze sobą dziecko, a Grobelnego widywano od tej pory przechadzającego się boso po ulicach miasta a nawet grzebiącego w śmietnikach. Miewał paranoję i obsesje na punkcie inwigilacji, obawiał się że może zostać zamordowany. Systematycznie ryglował drzwi i przemieszczał się po ulicach z wystającymi z kieszeni nożami.
2 kwietnia 2007 roku, w pawilonie na Targówku znaleziono jego zwłoki, które leżały tam od pięciu dni. Grobelny zginął od pojedynczego ciosu ostrym narzędziem w okolice serca. Po roku od wszczęcia śledztwa w sprawie okoliczności jego śmierci, zostało ono umorzone na skutek niewykrycia sprawców.
Teorie spiskowe mówią jednak o zabójstwie człowieka, który mógł posiadać znaczną wiedzę na temat ważnych osób w kraju, a jego nieobliczalne zachowanie mogło im w każdej chwili zagrozić. Inni zaś twierdzą, że była to śmierć samobójcza skończonego człowieka.
Jan Gołębiowski, jeden z najlepszych profilerów kryminalnych Polsce, twierdzi jednak że:
„Z psychologicznego punktu widzenia istnieje małe prawdopodobieństwo, że Lech Grobelny popełnił samobójstwo. Nie ma żadnych przesłanek, które mogą świadczyć o przeżywaniu depresji i przygotowaniach do samounicestwienia. Brak także listu samobójczego oraz typowych dla samobójcy pożegnań z osobami bliskimi. „
Dalej dodaje – „Lech Grobelny znany był ze swych spontanicznych i impulsywnych działań. Wykazywał również zainteresowanie sztukami walki. Można założyć, że śmierć była nawet skutkiem wypadku w wyniku np. prezentacji chwytów lub symulacji walki. Kontrolę nad zachowaniem sprawcy i ofiary mógł zakłócać spożyty alkohol.
Istnieje też prawdopodobieństwo, że pojedynczy cios został zadany przez sprawcę w obronie własnej, w odpowiedzi na agresywne zachowanie przyszłej ofiary.”
Co zdarzyło się w budynku na Targówku, najprawdopodobniej pozostanie już na zawszę tajemnicą, zaś Lech Grobelny pozostanie symbolem upadku człowieka, który postanowił szybko się wzbogacić i dał się wrobić w brudne gierki ze służbami państwa.
W 1992 roku ukazał się film „Wielka Wsypa” w reżyserii Jana Łomnickiego, ukazujący historię powstania i upadku BKO.