Mały świadek koronny upozorował własną śmierć. Po latach sprawa wyszła na jaw, gdy zmarł naprawdę
Jak donosi portal Gazeta Wyborcza, zmarł wysoko postawiony gangster z Bydgoszczy, który kilka lat temu upozorował własną śmierć i ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości.
Dariusz S. znany jako „Szramka” w przeszłości miał być numerem dwa w hierarchii bydgoskiego świat przestępczego. Według śledczych był prawą ręką Henryka L. ps. „Lewatywa”.
Gangster po uzyskaniu statusu małego świadka koronnego zeznawał przeciwko Tomaszowi Gąsiorkowi, który jest oskarżony o zlecenie zabójstwa dyrektora bydgoskiego PZU Piotra Karpowicza. Do zbrodni doszło w styczniu 1999 roku. Gąsiorek miał zlecić zabójstwo „Lewatywie”. Natomiast boss do wykonania zadania miał wyznaczyć Adama S. ps. „Smoła”. Główny oskarżony za egzekucję miał zapłacić 50 tysięcy dolarów.
Dariusz S. był najważniejszym świadkiem w tej sprawie, gdyż zeznał, że „Lewatywa” zlecił mu zabójstwo, jednak odmówił. Ze „Szramką” były jednak problemy, bowiem oskarżeni wiedzieli, że to on zeznaje przeciwko nim. Gangster nie pojawiał się w sądzie, a z czasem zaczął twierdzić, że ma glejaka mózgu i ostatecznie nic nie pamięta.
W kwietniu 2019 roku media obiegła informacja, że „Szramka” nie żyje. W trakcie jednej z rozpraw zamiast świadka na salę wszedł sekretarz, którzy przekazał prowadzącej sprawę sędzi, że Dariusz S. nie żyje. Przed śmiercią ubezpieczył się w kilku firmach na duże pieniądze. Ubezpieczyciele jednak zaczęli podejrzewać, że mogło dojść do próby wyłudzenia i nie wypłacili żadnych pieniędzy jego żonie Hannie.
Jak się okazało, kobieta ma być zamieszana w fikcyjną śmierć „Szramki” i trafiła za kraty w związku z próbą oszustwa. Upozorowanie śmierci mogło być przeprowadzone na kilka sposobów. Przekupiony lekarz mógł dostarczyć akt zgonu lub dokumenty były po prostu podrobione.
Cała sprawa wyszła na jaw dopiero gdy kobieta wysłała do dyrektora więzienia wniosek o wydanie przepustki. Hanna chciała bowiem wyjść na wolność, aby móc uczestniczyć w pogrzebie swojego męża Dariusz S, który tym razem zmarł naprawdę.
W sprawie zabójstwa w grudniu 2014 r. zapadły wyroki. Tomasz Gąsiorek, Adam S. i Henryk L. mieli trafić za kraty na 25 lat, a Tomasz Z. i Krzysztof B. za pomoc „Smole” w ucieczce, na 12 i 9 lat. W 2019 roku wszyscy zostali jednak uniewinnieni. Prokuratura złożyła w tej sprawie apelację, która zostanie rozpatrzona przez sąd 28 lutego tego roku.
Źródło: Gazeta Wyborcza