Kim byli cinkciarze? To oni rządzili na ulicach w PRL-u

fot. Kadr z filmu "Sztos"(1997) w reżyserii Olafa Lubaszenki
1 11 885

Wielu gangsterów będących gwiazdami kronik kryminalnych lat 90., zaczynało swoją przestępczą karierę jeszcze w PRL-u. Większość z nich – od obstawiania bramek w lokalach czy kradzieży samochodów. Ci nieco starsi jak Nikoś z Gdańska czy Makowiec z Poznania obracali się także w kręgach spekulantów, oszustów i właśnie cinkciarzy. Kim zatem byli słynni waluciarze, którzy stali się nieodłącznym elementem polskich miast lat 70. i 80.?  

Mówiąc skrótowo – cinkciarz to przestępca walutowy, który dokonuje nielegalnej transakcji gotówkowej. Sama nazwa tego fachu pochodzi od słów change cash, wypowiadanych przez waluciarzy zaczepiających przechodniów i powstała najprawdopodobniej już na przełomie lat 50. i 60. czyli w głębokim PRL-u. Cinkciarze nazywani wcześniej także konikami, często byli powiązani ze światem przestępczym, a pracę waluciarzy wykonywali dodatkowo.

Początkowo nielegalna wymiana waluty była działaniem niesłychanie niebezpiecznym. Wystarczy powiedzieć, że ustawy walutowe z października 1950 r. zakazały posiadania obcych walut, a za nielegalny handel groziła nawet kara śmierci.

6 lat później zliberalizowano nieco przepisy, wprowadzając tzw. bony dolarowe, które wydawano osobom otrzymującym przekazy dolarowe z zagranicy. Do ręki dolarów obywatelowi PRL nie dawano, jednak tymi bonami teoretycznie wolno już było handlować. W praktyce, obrót nimi był zarezerwowany dla Banku Polska Kasa Opieki.

fot. mat. prasowe

Okolice banku były jednak ulubionym miejscem pracy cinkciarzy. W Warszawie można ich było spotkać także w Alejach Jerozolimskich nieopodal redakcji „Expressu Wieczornego„, pod sklepami Baltony, hotelem Victoria czy pod Dworcem Głównym. „Wymiana” odbywała się także w bramach, knajpach albo w pobliżu targowisk. Co ciekawe – zazwyczaj to nie cinkciarze szukali klientów, ale klienci cinkciarzy. Jak pisze w swoim artykule „Taksówkarze i cinkciarze” Dorota Kowalska – to właśnie oni rządzili w PRL-u:

„Dolar był w drugim obiegu niesłychanie ważną walutą. W pewexach można było kupić wszystko: jedzenie, ciuchy, alkohol, nawet samochody. Czasami jednak posiadacze zielonych wymieniali je u cinkciarzy na bony towarowe, bo ktoś, kto posiadał na przykład 1500 dol., natychmiast stawał się obiektem zainteresowania odpowiednich peerelowskich służb, w latach 70. średnia miesięczna pensja wynosiła przecież jakieś 30 dol. W każdym razie obca waluta i bony towarowe były w owym czasie produktami, jeśli nie pierwszej, to przynajmniej drugiej potrzeby, a profesja cinkciarza – doceniana i niesłychanie potrzebna.”

Cinkciarze znani byli ze swojego charakterystycznego ubioru – skórzana kurtka z postawionym kołnierzem, mokasyny i nieodłączny papieros. Nie wszyscy byli jednak, uczciwymi, ruchomymi kantorami. Część z nich działała głównie jako tzw. wajharze, czyli oszuści dokonujący podmianki prawdziwych banknotów na pocięte gazety. Sceny z takich działań możemy zobaczyć choćby w nostalgicznym filmie Olafa Lubaszenki „Sztos„. Sposób dokonania wajchy obrazowo opisuje także, w swoim artykule Kowalska:

„Najbardziej rozpowszechnioną metodą oszukiwania klienta była tzw. podmianka. Obcokrajowca, który koniecznie chciał wymienić dolary na złotówki, zaciągało się do bramy, tłumacząc przy tym, że trzeba uważać, bo stróże prawa są wszędzie. Przyjmowało się od niego dolary i wręczało zawiniątko polskiej waluty. Złotówek było oczywiście mniej, niż być powinno, w czym natychmiast orientował się klient.

Cinkciarz przepraszał, wyciągał z kieszeni brakujące banknoty, a wtedy przybiegał kolega i krzyczał: „Milicja! Milicja!”. Nasz kombinator szybko wręczał turyście nowy plik, niby ze zgadzającą się gotówka. Tyle tylko, że zawiniątko miało kilka banknotów na zewnątrz, wewnątrz zastępowały je równiutko docięte kartki. Oszukiwanie klientów nie bardzo się jednak opłacało: zawsze istniało ryzyko wpadki.”

Na przełomie lat 70. i 80. nasilająca się inflacja sprawiła, że złoty pikował w dół zaś wyraźnie umacniał dolar. Sytuacja cinkciarzy pogorszyła się wyraźnie w drugiej połowie lat 80. W 1987 roku Narodowy Bank Polski zaczął skupować bony dolarowe po kursie niemal czarnorynkowym. Koniec dla waluciarzy, w skórzanych kurtkach, nastąpił zaś 15 lutego 1989 roku, kiedy to wprowadzono w ustawie dewizowej zapis:

„Osoby krajowe mogą prowadzić za zezwoleniem dewizowym i na warunkach określonych przez Prezesa NBP, w drodze zarządzenia, działalność gospodarczą polegającą na kupnie i sprzedaży wartości dewizowych oraz na pośrednictwie w kupnie i sprzedaży tych wartości”.

Oznaczało to w skrócie, możliwość otwarcia oficjalnych, prywatnych kantorów. Majątek na sieci takich punktów zarobił min. były senator Andrzej Gawronik, który najprawdopodobniej został uprzedzony o zmianach w przepisach i wyprzedził konkurencję.

Cinkciarze nie mieli szans stawać w szranki z kantorami. Część z nich sama otworzyła takie punkty, pozostali zajęli się innymi interesami, niekoniecznie legalnymi. Przełom lat 80 i 90, jak wiemy, stał się złotym okresem dla szybkiego bogacenia się ludzi potrafiących „kombinować”, a w tym, jak wiadomo, cinkciarze byli najlepsi.

źródło: polskatimes.pl, online-mafia.pl

1 komentarz
  1. oldtimer :) mówi

    Co za brednie wypisuje „redaktorek”,
    w latach 70-tych średnia pensja to ok 30$ …???może ale nie w PRL-u,
    gdzie w latach 80-tych tzn bliżej roku ’88 bardzo dobra pensja to równowartość 7$
    coś się nie przygotował do artykułu,cena jeansów np słynne Piramidy albo Perysy lub Casucci na targowiskach typu Poznań -Rynek Łazarski ,Warszawa -Rembertów to koszt 25.000 zł -równowartość średniej pensji -w takich czasach się żyło 🙂

Zostaw odpowiedź