Gang „kantorowców” – krwawa banda plantatora truskawek
Grupę przestępczą okrzykniętą przez media „gangiem kantorowców” z powodzeniem można zaliczyć do grona najbrutalniejszych gangów w historii naszego kraju.
Mężczyźni, których jedynym celem był rabunek, nie wahali się ani sekundy, aby otworzyć ogień do napadniętych. Przestępcy najpierw strzelali, a dopiero potem sprawdzali, czy ofiara ma przy sobie gotówkę. Zdarzało się, że zamordowany nie miał przy sobie pieniędzy.
Bandyci działali w sposób drastyczny i szokujący. Śmierć poszkodowanego, nie była dla nich ewentualnym wypadkiem podczas napadu, a wręcz koniecznością.
Przywódcą gangu, był 58-letni dziś Tadeusz Grzesik. Późniejszy przestępca, dzieciństwo spędził we wsi Wola Jachowa, gdzie jego rodzice prowadzili gospodarstwo rolne. Grzesik uczęszczał do szkoły zawodowej, jednak jej nie ukończył. Pracował fizycznie, a w późniejszym czasie przeprowadził się do podkieleckiego Radlina, gdzie zamieszkał z żoną i dwójką dzieci, oraz został plantatorem truskawek.
Jego życie, było zwyczajne tylko na pozór. W 2007 roku został aresztowany i oskarżony o szereg zabójstw. Według orzeczenia sądu Grzesik wraz z Jackiem P. oraz Wojciechem W. ps. Młody, w latach 2005-2007 dokonali 5 zabójstw na terenie Kraśnika, Tarnowa, Myślenic i Piotrkowa Trybunalskiego, a także próbowali dokonać kolejnych dwóch w Sosnowcu i ponownie w Piotrkowie Trybunalskim.
Ofiarami gangsterów byli właściciele kantorów oraz osoby związane z handlem walutą. Po za udowodnionymi zbrodniami Tadeusza Grzesika i jego ludzi, podejrzewa się o udział nawet w kilkudziesięciu morderstwach.
Według ustaleń śledztwa, to właśnie Grzesik planował i wydawał rozporządzenia. Obserwował ofiarę i jej otoczenie. Wydarzeniom przyglądał się z daleka i starał nie angażować w bezpośrednie działanie. Brudną robotę wykonywali Jacek P. i Wojciech W.
Profesjonalizm działania bandytów skłaniał śledczych nawet do tezy, że napadami zajmują się byli wojskowi, należący do służb specjalnych.
Przestępcy najpierw typowali ofiary, później prowadzili wielogodzinne obserwacje, aż w końcu przechodzili do działania. Używali broni automatycznej i pistoletów z tłumikiem. Do ofiar oddawali celne strzały w klatkę piersiową i dla pewności w głowę. Atakowali zawsze po zmroku i przy złej pogodzie – podczas opadów deszczu czy śniegu. Zawsze mieli zaplanowane przynajmniej dwie drogi ucieczki.
Podczas napadu w Myślenicach, do którego doszło w lutym 2007 roku, gang zamordował Stanisława P. i jego 30-letniego syna. Zaledwie trzy tygodnie wcześniej od kul bandytów zginął właściciel kantoru i radny z Piotrkowa Trybunalskiego.
W Myślenicach właściciel kantoru Stanisław P., wraz z synem Łukaszem, wracał z pieniędzmi do domu. Mężczyźni podjechali w stronę posesji, a młodszy z nich wysiadł z gotówką z samochodu.
Nagle, zza drzew wyskoczyli zamaskowani napastnicy. Łukasz P. został trafiony przy schodach domu. Dostał w klatkę piersiową i głowę. Zginął na miejscu. Jego ojciec nie zdążył nawet opuścić pojazdu – kilka strzałów przez szybę trafiło go w głowę.
Policjanci uznali, że napad przygotowany był perfekcyjnie. Bandyci zjawili się na kilka sekund, oddali strzały, zabrali pieniądze i zniknęli w ciągu jednej chwili. Zauważyli też, umiejętności strzeleckie przestępców. Jeden z nich, biegnąc, oddał 8 strzałów, z czego 5 trafiło do celu.
Śledczy, widząc powtarzający się modus operandi, mieli pewność, że sprawcy tego napadu to ci sami ludzie, którzy dokonali podobnych rabunków w ostatnim czasie. Wiedzieli też, że niebawem zaatakują ponownie.
Stworzyli mapę miejsc, w których doszło do podobnych zdarzeń oraz udało im się stworzyć dwa portrety pamięciowe. Seria brutalnych zabójstw w latach 2005-2007, napędzona medialną nagonką, wywołała psychozę strachu wśród właścicieli kantorów. Panika zaczęła przenosić się z południowej Polski na cały kraj. Niemal 10 zdarzeń, podobnych do tych w Myślenicach, wywołało potężny nacisk na działania policji.
Utworzono specjalną grupę mającą zajmować się tylko napadami na kantory. Sprawa ruszyła mocno do przodu, gdy odkryto, z jakiej broni strzelali bandyci. Udało się odtworzyć drogę kolejnych właścicieli pistoletu Skorpion, którego użyto do jednego z napadów, aż trafiono na ostatnią osobę w tym łańcuchu, czyli członka gangu kantorowców.
W marcu 2007 roku do akcji ruszyły trzy oddziały antyterrorystów. Zatrzymali oni, wymienionych wcześniej Jacka P. – pracownika zakładów zbrojeniowych, Wojciecha W. – bezrobotnego i karanego za paserstwo oraz Tadeusza Grzesika – rolnika i plantatora truskawek.
Przestępcy szli w zaparte i nie przyznawali się do winy. Pierwszy proces ruszył w 2009 roku. W 2010 sąd ogłosił wyroki – dożywocie dla Tadeusza Grzesika i Wojciecha W. oraz 15 lat więzienia dla Jacka P. Szokować może wymiar kary dla tego ostatniego. Co prawda Jacek P., po pewnym czasie przyznał się do winy, wyraził skruchę i przeprosił rodziny ofiar, jednak to on pociągał za spust i mordował z zimną krwią.
Grzesik, mimo iż udowodniono mu udział w zaledwie 5 zabójstwach, podejrzewany jest o związek z wieloma innymi, niewyjaśnionymi morderstwami, dokonanymi na terenie południowej Polski. Wyroku wysłuchiwał ze stoickim spokojem i kamienną twarzą.
W 2013 roku został prawomocnie skazany za zabójstwo trójki Ukraińców, w tym kobiety, którą uprzednio zgwałcił. Do zdarzenia doszło na początku lat 90., a Tadeusz Grzesik otrzymał za ten czyn 25-lat więzienia.
W 2016 roku jeden z gangsterów zdradził miejsce ukrycia broni użytej do napadu w Myślenicach. Zatrzymano wówczas kolejnych pięć osób powiązanych z gangiem Grzesika. Byli to współpracownicy jego grupy, którzy razem dopuścili się napadów rabunkowych, włamań do sklepów, hurtowni, kolejnych dwóch napadów na kantory, napadu na kierowcę Tira i kradzieży samochodów.
Przy zatrzymaniu, pomogła analiza połączeń telefonicznych przestępców. Jak się okazało, znaczna ich część została wykonana do jednego z funkcjonariuszy CBŚP w woj. Świętokrzyskim. Rozmowy wykonywane były krótko przed i po napadach, co mogło świadczyć o współpracy policjanta z bandytami. Funkcjonariusz ten został usunięty ze służby, jednak nie postawiono mu zarzutów.
W 2016 roku uprawomocnił się wyrok dożywocia dla Tadeusza Grzesika i Wojciecha W. Temu drugiemu, który postanowił przyznać się do winy, umożliwiono wyjście na warunkowe zwolnienie po 25, a nie jak zasądzono wcześniej po 30 latach.
Nie był to jednak koniec sprawy gangu kantorowców. W 2017 roku Grzesik i jego kompani usłyszeli zarzuty zabójstwa kolejnych pięciu osób. W tej sprawie na ławie oskarżonych zasiadło 14 osób, jednak głównymi oskarżonymi byli ponownie Tadeusz Grzesik oraz Wojciech W.
W lutym 2018 roku Sąd Najwyższy ostatecznie zatwierdził wyroki dożywocia dla Grzesika i Wojciecha W. Sędzia Jerzy Grubba podczas ogłaszania wyroku powiedział:
– Te zbrodnie były niesłychanie okrutne. Żadne z tych zabójstw nie było konieczne do uzyskania tego celu, którym kierowali sprawcy. W przypadku skierowania groźby, osoby pokrzywdzone wydałyby przedmioty, które posiadały -.
Być może w najbliższych latach poznamy rozwiązanie wielu niewyjaśnionych i dawno umorzonych zabójstw na terenie południowej Polski. Po obszernych zeznaniach Jacka P. organy ścigania zaczęły na nowo przyglądać się sprawom, sięgającym początku lat ‘90. Udowodnione obecnie zabójstwa, mogą okazać się zaledwie wierzchołkiem góry lodowej, gdyż śledczy zajmujący się tą sprawą, twierdzą, że Tadeusz Grzesik może mieć na rękach krew nawet 40 osób.
Wątek gangu kantorowców i wydarzeń, które miały miejsce na terenie południowej Polski, został poruszony w 30 odcinku serialu Pitbull.
Mafia PL.