„Chyba nie ma nic gorszego niż przestępcy w mundurach” – rozmowa z autorem książki „Policjanci i gangsterzy” Krzysztofem Wójcikiem
Krzysztof Wójcik jest reporterem i dwukrotnym zdobywcą nagrody Grand Press za publikacje o korupcji na wydziale prawa Uniwersytetu Gdańskiego i w pomorskim wymiarze sprawiedliwości. Od dwóch dekad śledzi losy „polskiej mafii”, zwłaszcza tej działającej w Trójmieście i okolicach. Efekty swoich śledztw opisał w niezliczonych artykułach oraz w książce „Mafia na wybrzeżu”. Właśnie ukazała się jego najnowsza, i jak przyznaje w rozmowie, ostatnia książka – „Policjanci i gangsterzy – kulisy śledztw i tajemnice CBŚ”.
Od ponad dwudziestu lat zajmuje się Pan tematyką przestępczości zorganizowanej. Napisał Pan niezliczone artykuły o gangach i gangsterach działających na Wybrzeżu, czy jest jakaś sprawa lub postać, która przez te dwie dekady szczególnie utkwiła Panu w pamięci?
Na pewno taką ciekawszą postacią był „Nikoś”, choć też podobnie jak inny przestępcy był po prostu zwykłym bandziorem, może czasem z większym lub mniejszym poczuciem humoru. Nie wydaje mi się, żeby w półświatku szukać jakiś ciekawych postaci. Na pewno gang policjantów porywających dzieci był ewenementem na skalę krajową. Miejmy świadomość, że głównym motorem działania przestępców zazwyczaj była pogoń za szybką gotówką, więc nie ma tam jakiś wyższych intencji. Z reguły, to zepsuci, czasem zagubieni, ale zdarza się, że po prostu źli ludzie.
Z rozmów z przestępcami kształtuje się też obraz tragizmu tych postaci. To często trudne dzieciństwo, rozbite patologiczne rodziny, wychowanie na ulicy, czy dzieci zostawione samym sobie. Potem już krótka droga do półświatka. Jak mi kiedyś powiedział pewien gangster, że życie bandyty, to krótkie okresy zabawy na wolności i szaleństwa, a zwykle lata w kryminale – stracone zęby i marne tatuaże, – to zostaje z gangsterki.
W swojej najnowszej książce „Policjanci i gangsterzy” porusza Pan niezwykle ciekawy temat gangu „Willy’ego”, groźnego przestępcy, który jako łotewski imigrant poczynał sobie w trójmiejskim półświatku całkiem swobodnie. „Willy”, a właściwie Vadims Liede, nie tylko musiał rzucać się w oczy swoim bezpardonowym działaniem ale także ekstrawaganckim strojem.
Jak to możliwe, że żaden z poważnych gangsterów działających na Wybrzeżu, nie podjął się „wyproszenia” przyjezdnego ze wschodnim akcentem, pozującego stylem ubioru na Ala Capone?
To nie jest tak, że wszyscy wiedzą, że ktoś jest gangsterem. Gang „Willego” był dość hermetyczny. Poza tym, ci co za dużo wiedzieli, ginęli. Przecież oni nie chodzili po ulicach i chwalili się, że szykują jakiś napad.
Pamiętajmy też, że ich życie nie było usłane wielką gotówką. Były fragmenty, że jak np. po napadzie na pocztę w Gdańsku, dysponowali większą gotówką, ale to wyjątki. Poza tym, kasą dysponował „Willy”, a nie cyngle bandy. Przecież za morderstwo 3 osobowej rodziny dostali śmiesznie pieniądze. Po kilkaset dolarów. Ukrywanie się i gangsterskie życie kosztuje.
To że „Willy” pozował na Al Capone, to jedno, ale popisywać się mógł przed młodocianą studentką spod krakowskiej wsi. Ludzie miasta żyli wtedy z haraczy, bramek, narkotyków i prostytucji. To stałe dochody, a „Willy”, można powiedzieć dokonywał jedynie złotych strzałów. Nota bene, pamiętajmy, że gang wsypał „Bazar”, konfident policji.
Przypadek gangu „Willy’ego”, znany jest tak naprawdę nielicznym. To dziwne, gdyż nie tylko była to banda, która dokonała „skoku stulecia” w Gdańsku, ale też przy jej sprawie pojawiło się aż siedem trupów. Sam jej lider zresztą był bardzo charakterystyczną i oryginalną postacią. Większość zainteresowanych tematem, dowiedziało się o tej postaci zapewne dopiero po premierze „Policjantów i gangsterów”, choć już dziesięć lat temu napisał Pan o „Willim” artykuł „Morderca sprzedaje obrazy w sieci”.
Jak to się stało i czyja to wina, że przez dwie dekady w kółko czytaliśmy i słuchaliśmy o Pruszkowie, Wołominie, czasem Trójmieście czy Mokotowie, zaś gdzieś bokiem przemknęły tematy tak „ciekawych” postaci jak „Willy”, gangster ścigany przez FBI, mordujący całą rodzinę i z dumą pozujący do zdjęć w kapelusiku i z cygarem w ręce?
Szalejących gangów składających się z członków zza wschodniej granicy było wiele w Polsce przełomu wieków. Swego czasu sprawa gangu „Willego” była głośna. Pamiętajmy też, że grupa zaczęła działalność w 1997 r., a ekstradycja „Willego” dopiero w 2005 r. Szmat czasu minął od zbrodni, do epilogu przed sądem. Przez lata sprawa się nieco rozmyła.
Wyłapanie członków bandy nie stanowiło dla policji większego problemu. Dzięki konfidentom w grupie i później sypiącym bandytom dość szybko znane były personalia członków grupy.
Co prawda Liede był znany początkowo pod inną tożsamością, ale policja miała jego zdjęcie. Już po napadzie na pocztę, kwestią czasu było wyłapanie kolejnych gangsterów. Tak też się działo. Jak opowiadał mi „Kościej”, ucieczka jest najgorszą częścią bandyckiego życia. Cały czas trzeba oglądać się za siebie.
Dodatkowo „Willy” likwidował świadków przestępstw, swoich kumpli, więc trzeba było się jeszcze obawiać o swoje życie. Nie był to dobry szef… Patrzył tylko na swój interes. To kompletnie psychopatyczna postać. Nawet kompanii się go bali i nigdy nie byli pewni swojego losu…
W książce pisze Pan także m.in. o gangu policjantów dokonujących porwań. Jaki ma Pan osobisty stosunek do ludzi, którzy z definicji powinni stać na straży prawa, a przechodzą na drugą stronę barykady, łamiąc je w często brutalny sposób?
To ewenement na skalę krajową. Nie słyszałem by na czele gangu stał komisarz policji. No ale trzeba też pamiętać, że ktoś kto robi lewe interesy, wylatuje z policji, a ma operacyjne doświadczenie jest najlepszym bandytą. Przecież blokersi, czy byli kibole, z których rekrutuje się narybek gangów do pięt im nie dorastają. Policjanci potrafią świetnie strzelać, znają operacyjne metody, wiedzą czego powinni ewentualnie unikać.
Mój osobisty stosunek? Chyba nie ma nic gorszego niż przestępcy w mundurach. Tu weźmy pod uwagę, że bandyci porywali dzieci. Dziewczyna uprowadzona przez bandę komisarza policji z Gdyni miała poważne problemy psychiczne. Bała się sama spać. Trudno jej było wrócić do normalnego życia.
Weźmy też pod uwagę, że gangsterzy w mundurach wrobili szefa kibiców Arki Gdynia w odsiadkę. To nie była kryształowa postać, ale siedziała w areszcie przez kilka miesięcy za niewinność.
Trójmiasto już od przełomu lat 60. i 70. było mekką różnej maści oszustów żerujących na turystach, waluciarzy i spekulantów. Później mieliśmy erę Nikosia, w międzyczasie pojawili się Szwarceneger, Wróbel, nieco później Zachar i stosunkowo niedawno Olo. Który z wymienionych gangsterów, Pańskim zdaniem posiadał w czasie swojej działalności największą realną władzę w trójmiejskim półświatku?
Trudno powiedzieć który posiadał władzę. Media trochę gloryfikowały te postacie, a ich władza nie była w rzeczywistości jakaś specjalnie duża. Przypomnę, że Zachar zginął za obstawę bramek za 150 PLN za noc. Zaszlachtowali go koledzy z konkurencji, jak prosiaka na pętli tramwajowej w Oliwie. Nie można też mówić o władzy w Trójmieście.
Swoimi prawami rządziła się Gdynia i Gdańsk. Sopot był ziemią przechodnią. Z przestępcami też różnie bywało. Szwarceneger miał opinię wariata. Wróbla się bano, o Zacharze już wspominałem, a Olo, to były skinhead i skrzyknął grupę wokół siebie.
Jednak żaden z tych gangów nie był grupą na miarę Pruszkowa, Wołomina, czy nawet grupy Nikosia.
Na koniec chciałbym zadać pytanie nieco mniej poważne, za to bardziej nostalgiczne. Jak wspomina Pan Wybrzeże lat 90.? Czy jest Pan fanem filmu „Młode Wilki”? Traktuje on co prawda głównie o Szczecinie, jednak klimat tamtego okresu również w nadmorskich miejscowościach musiał być podobny. Czytając komentarze, również pod pana artykułami, można odnieść wrażenie, że legenda słynnych gangsterów Pomorza jest nadal żywa.
Hehe, nie jestem fanem „Młodych Wilków”. Prywatnie wolę innego rodzaju filmy, czy literaturę. Gangsterka nie jest jakąś pasją. Przez lata pracowałem jako dziennikarz śledczy i starałem się jak jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Zajmowałem się głównie korupcją i przestępczością zorganizowaną. Poznałem zarówno policjantów, gangsterów, prokuratorów, sędziów, czy adwokatów. Dysponowałem szeroką wiedzą z wielu źródeł.
Na pewno gangsterka w latach 90. była zupełnie inna niż w późniejszych latach. Lała się krew, wybuchały bomby, trup ścielił się gęsto. To specyficzny czas. Ta książka to podsumowanie mojej kariery dziennikarskiej. Chciałem zamknąć nią pewien etap w swoim życiu. To moja ostatnia książka.
Dziękuję i pozdrawiam
Serdecznie pozdrawiam
Historię gangu Willy’ego poznasz z poniższego filmu: