Andriej Isajew ps. „Malowany”
Andriej Wiktorowicz Isajew urodził się 21 czerwca 1961 roku w Moskwie. Jego rodzice nie specjalnie się nim interesowali, więc jako nastolatek przyłączył się do grupy okolicznych chuliganów, z którymi napadał na przechodniów.
W 1977 roku 16-letni Isajew trafił na cztery lata do więzienia za napaść na jednego z mieszkańców Moskwy. Swój wyrok odsiedział w całości, a w czasie odsiadki pokrył swoje ciało tatuażami i zyskał przydomek Malowany. Mówiono, że na jego plecach nie pozostał nawet centymetr niezamalowanej skóry.
Po wyjściu na wolność, nie zamierzał podejmować się regularnej pracy. Stworzył własną szajkę, z którą dokonywał kradzieży kieszonkowych oraz okradał mieszkania. Młodzi złodzieje starali się wyczekać moment w którym nie ma lokatorów, kiedy jednak zdarzało się, że ktoś znajdował się w mieszkaniu, nigdy go nie krzywdzili a jedynie wiązali i rabowali kosztowności. Była to kwesta zasad, które Malowanemu wpoili w więzieniu starsi złodzieje.
Działania jego szajki już po roku przerwała jednak milicja. Tym razem, w 1982 roku Malowany został skazany na sześć długich lat. Ta odsiadka wywarła potężny wpływ na jego późniejsze życie. Wszystko za sprawą Vasji Buzułckiego, który uważany był za prawdziwą legendę kryminalnego świata i przestępcę zahartowanego przez gułag, ściśle przestrzegającego złodziejskiego kodeksu.
O jego podejściu do bandyckich zasad może świadczyć wydarzenie z lat 70. Wówczas to Vasja przebywał w zakładzie karnym w totalnym odizolowaniu. Władze więzienia nie mogąc poradzić sobie z buntującymi się więźniami, którzy nie chcieli dokończyć budowy tartaku, poprosili go o pomoc.
Ten nakłonił osadzonych do pracy, w zamian za co został przeniesiony do dużo wygodniejszej celi. W prasie ukazał się jednak artykuł o współpracy Vasji z władzami więzienia co wywołało spore zamieszanie. Część najwyższych rangą więźniów zaczęła o nim plotkować i zaplanowano zdegradowanie go na niższy szczebel więziennej struktury.
Gdy Vasja się o tym dowiedział dokonał poważnych wykroczeń, dzięki którym ponownie trafił do części więzienia o największym rygorze. Tam zajął się spisującymi przeciwko niemu. Z ośmiu oponentów, sześciu zostało zamordowanych. Dwóm udało się ubłagać go na kolanach przed zemstą. To właśnie ten człowiek był przez długi czas więziennym mentorem Malowanego.
Kiedy Isajew opuścił mury więzienia, miał już opinię człowieka charakternego i hołdującego złodziejskim zasadom. Dzięki protekcji Buzułckiego, szybko przyjęto w szeregi wysokich rangą moskiewskich przestępców.
W 1992 roku został „koronowany” i otrzymał tytuł wora w zakonie inaczej złodzieja w prawie, nadany przez samego Wiaczesława Ivankowa, ojca chrzestnego moskiewskiej mafii. Znaczyło to mniej więcej tyle że trafił do elitarnego grona rosyjskich kryminalistów.
Tego samego roku, został zatrzymany w hotelu Słoneczny. Wraz z nim w ręce policji wpadło 54 gangsterów, jednak większość natychmiast zwolniono. Malowany trafił do aresztu ponieważ znaleziono w jego kieszeni granat F-1. Zachowało się z tamtego wydarzenia zdjęcie Isajeva z wyraźnie podbitym okiem. Gangster spędził wówczas w areszcie sześć miesięcy.
Kiedy na początku lat 90. na teren Moskwy coraz częściej zaczęły wdzierać brutalne gangi kaukaskie, Ivankow do ich zwalczania wyznaczył właśnie Malowanego. Isajew dobrał sobie trzech towarzyszy i razem z nimi dowodził ekipą stawiającą czynny opór najeźdźcom.
W 1992 roku doszło do ostrej wymiany ogania między stronami. Podczas jednej z akcji w restauracji zastrzelono trzech Czeczeńców. Nie pozostali oni dłużni i wydali wyrok na śmierci na Malowanego.
Po raz pierwszy próbowano go dopaść wiosną 1993 roku. Wówczas to zabójca zaczaił się pod mieszkaniem wynajmowanym przez Isajewa i kiedy ten wyszedł oddał do niego strzał.
Przed śmiercią Malowanego uchroniła kamizelka kuloodporna, której nie znosił zakładać i został do tego dosłownie zmuszony przez swoich ochroniarzy. Kula, którą posłał egzekutor utkwiła w kamizelce w miejscu pod sercem.
Isajew nie miał zbyt wiele czasu na analizowanie sytuacji, gdyż w krótkim czasie ponowiono atak. Czeczeńcy wysłali tym razem zabójcę z karabinem snajperskim Dragunova. Gangster nie posłuchał jednak swoich podwładnych i tym razem nie założył kamizelki. W momencie strzału własną piersią zasłonił go jego ochroniarz, który zmarł na miejscu. Kula, która przebiła jego ciało trafiła jednak w Malowanego uszkadzając mu wątrobę.
W moskiewskim szpitalu wyjęto pocisk, jednak prognozy nie były najlepsze. Pod pretekstem stania się ofiarą komunistycznego reżimu, udało się wysłać Isajewa do Stanów zjednoczonych, gdzie przez długi czas dochodził do zdrowia. Później, po rehabilitacji w najlepszych klinikach Europy, w 1994 roku wrócił do Moskwy.
Wiosną tego samego roku, Malowany zbliżał się do zaparkowanego samochodu. Kiedy jego ochroniarz otworzył drzwi auta, nastąpił potężny wybuch, w wyniku którego zginęli podwładny Malowanego i dziewczynka bawiąca się w pobliżu auta. Kiedy tylko Isajew ocknął się w szpitalu i zrozumiał co się stało, uciekł na Cypr, gdzie kontynuował leczenie. Rok później został uśmiercony zarówno przez dziennikarzy jak i organy ściągania.
W kwietniu 1995 roku, znaleziono bowiem ciało mężczyzny w wieku około 35 lat, z raną postrzałową klatki piersiowej, oszpeconą twarzą i ciałem pokrytym tatuażami. Służby nie mogąc zidentyfikować zwłok, poprosiły o pomoc sąsiadów. Jeden z nich bez wahania oświadczył że jest to Malowany. Policjanci uznali zatem, że stoją przed ciałem Andrieja Isajewa. Nazajutrz uśmiercono go zarówno w mediach jak i w kartotekach policyjnych.
Kiedy okazało się że doszło do pomyłki i jest to tylko zbieżność pseudonimów, Isajew został wskrzeszony.
Od czasu wyjazdu na Cypr, w Moskwie widziano go zaledwie raz, na jednym z dużych mafijnych zebrań, które miało miejsce 13 czerwca 1996 roku w Rostowie nad Donem.
Gangsterzy debatowali tam na temat relacji między grupami słowiańskimi a kaukaskimi. Malowany miał wówczas kategorycznie odmówić pójścia na kompromis i nie zgodził się na zawarcie rozejmu.
To nie jedyna sytuacja, w której Malowany wykazał zbuntowaną postawę wobec przestępczej elity Moskwy. Kiedy w kwietniu 1997 roku, zastrzelono jego przyjaciela Rustama Nazarowa ps. Krzyż, Isajew ogłosił wszem i wobec, że nie odpuści sprawcom i pomści towarzysza.
Nazarow został jednak zabity na polecenie swoich przełożonych, którzy uważali że jest chciwy oraz dopuścił się wielu wykroczeń. Tym samym postawa Malowanego, ponownie wzbudziła niepokój wśród najwyższych władz moskiewskiego podziemia kryminalnego. Szczęście, które dotychczas mu sprzyjało, opuściło go 21 lipca 1997 roku właśnie w Poznaniu.
Od godzin popołudniowych wraz ze swoim poznańskim przewodnikiem 23-letnim Robertem S. montował telefon komórkowy w swoim BMW 850 pod serwisem znajdującym się na skrzyżowaniu ul. Poznańskiej i Strzałkowskiego. Malowany przebywał w Poznaniu od kilku tygodni, właśnie miał stad wyjeżdżać.
Około godziny 19.00 podeszło do nich dwóch ubranych na sportowo mężczyzn. Po krótkiej rozmowie z Rosjaninem jeden z nich wyjął pistolet i oddał z bliska strzał, celując w skroń Malowanego. Następnie obrócił się i oddał kolejny strzał w stronę Roberta S., jednak chybił. Gdy Polak zaczął uciekać, w pogoń za nim ruszył drugi z zabójców. Oddał kilka strzałów, a gdy ofiara upadła, strzelił jeszcze dwukrotnie w głowę. 36-letni Malowany i jego młody towarzysz zmarli na miejscu.
Po wszystkim obaj napastnicy skierowali się do jasnego mercedesa S600, który odjechał z dużą prędkością w stronę zachodniej części Poznania.
Jeden ze strzelających mężczyzn przez świadków określany był jako Turek lub Gruzin, co mogło by sugerować, że Isajev został w Poznaniu dorwany przez swoich wrogów z grup Czeczeńskich.
Po wydarzeniach na ul. Poznańskiej, gazety rozpisały się na temat śledztwa. W jednej z nich czytamy:
–„Malowany miał właśnie z naszego miasta wyjeżdżać. Niestety akurat tutaj go zlokalizowano i wykonano egzekucję. Równie dobrze mógł zginąć na drodze do Warszawy albo do granicy wschodniej” – mówi Maciej Szuba, szef Wydziału kryminalnego poznańskiej policji.
Zaraz po morderstwie 21 lipca, poznańscy policjanci poprosili rosyjskich o dossier Malowanego. Do wczoraj nie dostali żadnej oficjalnej informacji.
– „Wszystko co o nim wiemy pochodzi z różnych gazet i książki pod tytułem Moskwa Bandycka” – mówią policjanci z wydziału kryminalnego”.
Jak widać, nie łatwo było poznańskim policjantom śledzić wątek czeczeński.
W śledztwie pojawił się jednak inny wątek, poznańsko-wołomiński. Według ustaleń policji, Malowany przyjechał do Poznania na początku lipca w towarzystwie 10 kompanów, 8 Rosjan i 2 Polaków. Miał tutaj załatwiać sprawy, jakie? Tego nie ustalono.
W jego notesie najpierw znaleziono numer telefonu bossa z Wołomina Ludwika A. ps. Lutek. Bardzo szybko też zaczął się przewijać w śledztwie pseudonim Orzech, należący do poznańskiego biznesmena Zbigniewa B.
W połowie lat dziewięćdziesiątych lokalna prasa okrzyknęła go poznańskim „ojcem chrzestnym”, choć trzeba przyznać, że tytuł ten został przyznany nieco na wyrost. Zbigniew B. bardziej niż gangsterem był raczej biznesmenem, który chciał uchodzić za gangstera. Jeszcze w latach osiemdziesiątych posiadał zakład krawiecki, handlował galanterią skórzaną i importował alkohol.
W latach dziewięćdziesiątych był także współwłaścicielem knajpy Golden Club i firmy ochroniarsko-detektywistycznej Umbra. Na swojej pięciohektarowej posiadłości pod nazwą Ranczo Żurawiniec, zorganizował biegi przełajowe dla szkoły podstawowej nr 34, a na imprezie gościł min. ówczesny wiceprezydent Poznania.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Orzech zajął się też promowaniem boksu zawodowego poprzez swoją firmę Banc-Box Promotion. W 2000 roku starał się nawet zorganizować w Poznaniu walkę Andrzeja Gołoty z Niemcem Mario Schiesserem.
Orzech jednak lubił towarzystwo przestępców. Wiadomo, że utrzymywał kontakty z bossami podwarszawskich czy szczecińskich gangów. Krótko przed zabójstwem Malowanego Isajew miał postrzelić w nogę Piotra M., który według informacji operacyjnej policji był człowiekiem Orzecha. Rosyjski gangster miał też przejąć samochód Piotra M., w którym znajdowały się narkotyki należące do współpracującej z Orzechem grupy wołomińskiej.
Policji udało się też z grona podwarszawskich przestępców zwerbować świadka incognito, który zeznał, że w Poznańskiej posiadłości Orzecha odbyła się specjalna narada. Opowiedział on śledczym dokładnie o wyprawie z spod Warszawy do Poznania i spotkaniu, na którym padły dosyć dosadne słowa: „Trzeba odjebać ruskich bo się wpierdalają”.
We wrześniu 1997 roku policja zatrzymała trzech podejrzanych o zabójstwo rosyjskiego gangstera. Był wśród nich sam wołomiński boss – Lutek. Dowody, które miały świadczyć przeciwko zatrzymanym to przede wszystkim informacje od operatorów komórkowych, według których w dniu zabójstwa trzej mężczyźni pokonali trasę z Warszawy do Poznania i ponownie do Warszawy.
W grudniu 1997 roku przed swoim domem zastrzelony zostaje Janusz K. ps. Malarz – przyjaciel Lutka i jeden z najmocniejszych gangsterów prawobrzeżnej Warszawy. Według ustaleń policji sprawcy przyjechali na miejsce zbrodni samochodem na poznańskich numerach rejestracyjnych. Wzięto wówczas pod uwagę hipotezę, że być może koledzy Roberta S. dokonali zemsty za śmierć kompana. Teza ta jest o tyle dziwna, że przecież zakładano, iż zabójstwo Malowanego było wspólnym planem gangsterów z Poznania i Wołomina.
Lutek opuścił jednak areszt w styczniu 1998 roku. Tydzień później zginął od kul Andrzej G. ps. Junior, gangster także kojarzony z prawobrzeżną Warszawą, który składał zeznania w sprawie Malowanego.
Na temat Juniora głos zabrał Henryk N. ps. Dziad w swojej książce „Świat według dziada”:
„Lutek opowiedział mi też jak to było z odstrzeleniem Juniora. Nie krył że to on dał zlecenie na Juniora, bo Junior został świadkiem incognito do sprawy Malowanego. Dowiedzieli się o tym od znajomych policjantów i nie mieli wyjścia. Trzeba też powiedzieć prawdę dlaczego junior został konfidentem. Niech to będzie przestroga dla wszystkich, którzy dają się wciągnąć w brudne gierki policji.
Junior został konfidentem, bo dowiedzieli się nieco o jego sprawach. Żeby zmusić go do współpracy podrzucili jego ślady zapachowe do autokaru, który wcześniej okradł ktoś inny. Żona Juniora w tych dniach czekała na urodzenie ich pierwszego dziecka. Miało przyjść na świat lada godzina. Być może z tego powodu bojąc się aresztowania uległ policji. Zapłacił za to krótko mówić, najwyższą cenę.”
W marcu 1998 roku miejsce Lutka w areszcie zajął Orzech, również z zarzutem zlecenia zabójstwa Andrieja Isajewa. W grudniu tego samego roku wypuszczono go jednak na wolność. Za karty wrócił dopiero w czerwcu 2001 roku. Tym razem oskarżono go kierowanie grupą przestępczą napadającą na tiry, handlująca narkotykami i wymuszającą haracze.
W sprawie dotyczącej Malowanego pojawił się jeszcze jeden ciekawy wątek. We wrześniu 1998 roku, zgłoszono zaginiecie świadka incognito do sprawy, Cezarego L. ps. Czarek Oczko z Wołomina. Tu ponownie warto oddać głos Henrykowi N:
„Lutek wspominał też, że niedawno udało mu się wyjść z głośnej sprawy Malowanego, który został zastrzelony i wyrwać z aresztu grupę chłopaków, a także że siedzi jeszcze druga jego grupa, ale też ich wypuszczą ponieważ mija pół roku a nie mają na nich niczego. Nie mają zwłaszcza świadków incognito, ponieważ jedynym był ten łachudra Czarek Oczko z Wołomina. Gdy zapytałem Lutka co się z nim stało, odpowiedział że na pewno piwa już się z nim nigdy nie napiję.
Mówił też o jeszcze jednym świadku incognito z Pułtuska, czy Nasielska, który gdzieś się ukrywa i przed policją i przed nim ale że to kwestia zostanie rozwiązana w ciągu najbliższych dni, ponieważ dużo ludzi poszukuje go tylko po to żeby łachudrę zakopać. Lutek opowiadał, że gdy ostatnio prokurator zapytał go czy przypadkiem nie widział tego Czarka z Wołomina oraz tamtego z Pułtuska, odpowiedział prokuratorowi że dawno stracił ich z oczu. Prokurator tylko się uśmiechnął pod nosem.”
Cezary L. w 2010 roku został na prośbę żony uznany za zmarłego.
Ludwik A. ps. Lutek zginął pod koniec marca 1999 roku, w głośnej egzekucji w restauracji Gama na warszawskiej woli.
Zbigniew B. ps. Orzech z zarzutów dotyczących zabójstwa Malowanego został finalnie oczyszczony dopiero w 2008 roku. Od 2007 roku przebywa na wolności, wypuszczony ze względu na zły stan zdrowia.
Przyjaciele Malowanego urządzili mu uroczysty pogrzeb. Najpierw ciało w trumnie o wartości 20 tys. dolarów przetransportowano samolotem do Moskwy a następnie wstawiono do jednego z apartamentów, gdzie zebrało się wąskie grono jego kompanów. Nazajutrz trumna została przewieziona do Świątyni niespodzianej radości, skąd w karawanie marki Lincoln i w korowodzie luksusowych aut rozciągniętym na trzy kilometry ruszyła na cmentarz Chowański.
W uroczystościach pogrzebowych udział wzięły największe tuzy rosyjskiej mafii. Swoich przedstawicieli wysłał także sam Japończyk czyli Wiaczesław Ivankow.
Andriej Isajev spoczął w grobie obok swojego ochroniarza Siergieja Szajchulina, który zginął w 1994 roku w zamachu bombowym, prawdopodobnie ratując życie szefowi.
Sprawa zabójstwa w Poznaniu rosyjskiego bossa, wokół której pojawiło się kilka kolejnych trupów pozostaje nie wyjaśniona do dziś.
źródło: Mafia PL
Dzień dobry, pytanie: Isajev ma też grób na Cmentarzu Wolskim w Warszawie. Czy coś wiadomo – dlaczego?
Nie grób tylko pomnik.
Czyli: grób w Moskwie, pomnik w Warszawie? A wie Pan coś więcej? Dlaczego tak? Dlaczego w Warszawie? Dlaczego taki a nie inny napis?