Afera Żelazo. Wspólna operacja MSW, agentów służb i gangsterów
Afera Żelazo była jedną z największych afer PRL, której następstwa wstrząsnęły wewnętrznymi strukturami władzy w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Zamieszane były w nią najważniejsze osoby w państwie, a jej mechanizm działania ocierał się sposób funkcjonowania mafii włoskiej. W operacji uczestniczyli bowiem zarówno urzędnicy najwyższego szczebla, agenci służb oraz zwykli gangsterzy.
Akcja, którą okrzyknięto później Aferą Żelazo, została wprowadzona w życie na początku lat siedemdziesiątych, choć jej geneza sięga dekadę wstecz, za sprawą trzech braci, którzy w 1961 roku wybrali się w podróż do Paryża. Mieczysław, Jan i Kazimierz Janoszowie znani wcześniej służbom PRL, odmówili powrotu do kraju i osiedlili się w RFN. W Niemczech mężczyźni bardzo płynnie przeniknęli do struktur lokalnego półświatka, zajmując się sutenerstwem, napadami i przemytem. Oprócz przestępczej działalności prowadzili również lokale gastronomiczne oraz komis skupujący precjoza z metali szlachetnych. Po pewnym czasie skontaktowali się z nimi funkcjonariusze kontrwywiadu PRL, którzy werbując ich na swoich agentów, zaczęli dzięki nim zbierać informacje na temat środowiska przestępczego z okolic Hamburga oraz podobnych Janoszom uciekinierów z peerelowskiej Polski.
Jakiś czas później Janoszowie z kontrwywiadu przeszli do wywiadu, jednak ich przydatność typowo informacyjna zaczęła mocno słabnąć. Pojawił się za to plan innego sposobu wykorzystania ich przestępczej działalności. Janoszowie w porozumieniu i współpracy z oficerami Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zaczęli dokonywać napadów, rabunków, kradzieży i oszustw na terenie RFN, Francji i innych krajów zachodnich. Gangsterzy rabowali pieniądze, biżuterię, złoto, kamienie szlachetne, dzieła sztuki, samochody oraz w hurtowych ilościach towary deficytowe w PRL, jak na przykład żyletki.
Umowa pomiędzy bandytami, a oficerami MSW, zakładała, że 50 % zrabowanych i przewiezionych do kraju zasobów trafi do kieszeni Janoszów, a drugie 50% zasili kasę MSW. Gangsterzy mieli zapewniony przez władze PRL parasol ochronny, dzięki czemu mogli działać niemal bezkarnie. Podczas licznych napadów śmieć poniosły co najmniej dwie osoby, szwajcarski kasjer i francuski policjant.
Najcenniejsze kosztowności przetransportowano do kraju samochodem ze specjalnie przygotowanymi skrytkami. Ilość towaru była tak duża, że obciążony pojazd poruszał się z dużą trudnością. Pozostałe towary wwieziono do Polski wagonami kolejowymi, a przy transportach nie dokonywano żadnej kontroli celnej.
Problemy Janoszów zaczęły się, gdy od władzy odsunięto ekipę Edwarda Gierka. Sprawa operacji Żelazo wypłynęła natomiast w 1984 roku, kiedy to do ówczesnego Ministra Spraw Wewnętrznych zgłosił się Mieczysław Janosz . Celem jego wizyty było wyciągnięcie z aresztu jego brata Kaźmierza, wówczas właściciela restauracji w Bielsku-Białej. Kazimierz Janosz został po raz kolejny zatrzymany za nielegalny obrót alkoholem, a jego brat był przekonany, iż za murami aresztu grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Wcześniej, w niewyjaśnionych okolicznościach zginęli inni Janoszowie – Jerzy, który został zastrzelony w Austrii przez nieznanego sprawcę oraz Józef, który zmarł w wyniku obrażeń poniesionych w katastrofie samochodowej. Mieczysław był pewien, że oba przypadki były efektem zemsty MSW na jego rodzinie. Udając się do siedziby MSW zagroził, że jeśli Kazimierz nie zostanie wypuszczony, ujawni tajemnice współpracy swojej rodziny z departamentem wywiadu Ministerstwa, co wywoła aferę polityczną.
Po interwencji Janosza, Czesław Kiszczak powołał specjalną komisję do wyjaśnienia sprawy, na której czele stanął generał milicji Władysław Pożoga. Głównym winnym został uznany Mirosław Milewski były szef resortu MSW, ówcześnie członek Biura Politycznego Komitetu Centralnego PZPR. Uznano, że to on organizował, nadzorował i kierował operacją Żelazo. W raporcie Władysław Pożoga opisał metody stosowane przez osoby zamieszane w aferę, jednocześnie ujawniając sposoby działania MSW w czasach PRLU.
– Janoszowie za wiedzą departamentu pierwszego utworzyli za granicą grupę bandycką, powiązaną z międzynarodowymi gangami działającymi na terenie RFN, Francji i niektórych innych państw zachodnich. Janoszowie, a zwłaszcza Kazimierz i Jan, m.in. poprzez rabunki zdobyli duży majątek z myślą o zainwestowaniu w jednorazową akcję mającą przynieść zwielokrotnione zyski. Faktycznym organizatorem grupy przestępczej był Kazimierz Janosz. Zdecydowano, że Kazimierz przez różne przestępcze zabiegi zgromadzi maksymalną ilość złota i z tym – przy pomocy MSW- powróci do Polski. Departament pierwszy za pomoc w przerzucie złota do Polski i jego zalegalizowaniu miał otrzymać 50 % łupu, natomiast drugą połowę – Kazimierz i prawdopodobnie Mieczysław. Plan dojrzał do realizacji w połowie 1970 roku i uzyskał akceptację kierownictwa departamentu pierwszego. –
Po wypłynięciu afery Milewski został odsunięty z partii. Reszta uznanych za winnych, w tym Franciszek Szlachcic, który pełnił w 1971 roku funkcję szefa MSW oraz oficerowie wywiadu, zostali ukarani naganami. Już po roku 1990, gdy ponownie przyjrzano się sprawie, Milewski trafił na kilka tygodni do aresztu, jednak wypuszczono go ze względu na przedawnienie.
Do dziś nie wiemy, ile tak naprawdę owego żelaza przewieziono do Polski. Nikt nie inwentaryzował szczegółowo kosztowności zrabowanych na zachodzie. Po zwiezieniu ich do kraju były one dzielone metodą na oko i trafiały do kieszeni określonych osób. Wiadomo jednak, że Ministerstwo zagarnęło znacznie większą cześć, niż zakładały początkowe ustalenia, czyli podział pół na pół. Mówili o tym sami Janoszowie, którzy poczuli się oszukani przez władze PRL.
Według specyfikacji sporządzonej przez oficerów MSW towaru było ok. 30 kg. Tymczasem Kazimierz Janosz twierdził, że do kraju przywiózł co najmniej 200 kg złota i biżuterii, z czego dla siebie zagarnął 25 kg. Nigdy nie ustalono, do czyich kieszeni trafiła pozostała część łupu, choć wiadomo, że w latach 70 w budynku Ministerstwa istniał tajny sklep, w którym można było kupić precjoza pochodzące z operacji na Zachodzie. Byli nim również obdarowywani pracownicy resortu w ramach nagród i prezentów.
W październiku 1990 roku, były już szef MSW generał Kiszczak udzielił wywiadu włoskiej gazecie „il messaggero”. Zapytany o to, jakie były początki sprawy i kim byli jej główni uczestnicy, odpowiedział:
– Na początku chodziło o szpiegostwo. Później ta część służb specjalnych przekształciła się w organizację kryminalną, która chciała zdobyć wielkie dochody dzięki działaniu za granicą, również w państwach zachodnich.
Podczas rozmowy spytano go także czy osoby, które kryły działanie Milewskiego i spółki zostaną również ukarane:
– Były minister ujawnił, że sprawę rozstrzygnięto na poziomie odpowiedzialności partyjnej. Według dzisiejszych standardów uznano by, że ukręcając łeb sprawie, popełniono przestępstwo. Wtedy jednak dla ludzi władzy prawo nie stanowiło wartości nadrzędnej. Afera żelazo rozgrywała się prawie równocześnie z aferą Zalew. Tam sprawcę wykryto i ukarano już w 1971 roku, ale nikt nie miał wątpliwości, że wiceminister spraw wewnętrznych w latach 1969-1971, gen. Ryszard Matejewski, skazany jako winowajca, jest jedynie kozłem ofiarnym. Złożono go na ołtarzu walk frakcyjnych w MSW, aby ukryć prawdziwych bohaterów afery. I co ważne dla naszej opowieści, ujawnianie operacji Zalew i Żelazo nie przeszkodziło Służbie Bezpieczeństwa nadal współpracować z bandytami. Korzenie grup mafijnych z lat dziewięćdziesiątych sięgają tamtych czasów. – odpowiedział Kiszczak.
Co ciekawe, uważa się, że w operację żelazo zamieszany był także Wiesław Niewiadomski, w latach 90 jeden z najniebezpieczniejszych gangsterów w kraju, znany pod pseudonimem Wariat. Tę tezę zdaje się potwierdzać jego brat Henryk:
– Generał Jaruzelski odgrażał się jeszcze, że będzie bronił komuny jak niepodległości, a jego ludzie już węszyli, jakby tu niepodległość najkorzystniej sprzedać nowym kupcom. SB miała swój wywiad, który nieźle potrafił na Zachodzie namieszać. Mój brat wiedział co nieco o głośniej akcji żelazo, realizowanej przez SB w Niemczech, i zabezpieczył się, aby ta wiedza nie przepadła razem z nim. Prędzej czy później wypłynie na światło dzienne, ale dzisiaj jest jeszcze na to za wcześnie.-
Warto dodać, że uznany za mózg afery żelazo generał Milewski jeszcze w latach 90 wraz z rodziną mieszkał w willi, którą wcześniej władza skonfiskowała słynnemu przestępcy o nazwisku Mentlewicz. Kiedy specjalizujący się w kontrabandzie złotych dwudziestodolarówek przemytnik trafił na wiele lat do więzienia, jego willę przejęło MSW a dokładnie Mirosław Milewski.
źródło: online-mafia.pl